7.06.2014

pejsbuk... plus i takie tam portale...

W Google plusa zostałem wmontowany niejako z automatu, bo mam bloga na Bloggerze. Nie odkryłem jeszcze w nim niczego porywającego, a poza tym  nie jestem w stanie  wychwycić jego różnicy od protoplasty, czyli pejsbuka.
No dobra... Facebook'a.
- Założyłem kiedyś w celach testowych i do niedawna wcale się do tego nie przyznawałem, bo zamiar był wyłącznie poznawczy (tyle się pisze o jego fenomenie i podobno jak się go nie ma, to się nie istnieje i nawet pracy nie można znaleźć...), a poza tym, jak się chce o czymś napisać, to trzeba mieć o tym, co najmniej blade pojęcie. To wtedy mi przyświecało... Pracy przez niego nie znalazłem.

Chyba z  powodu mojego nicka, proponował mi "znajome" osoby zza oceanu.  Po dwóch latach zaskoczył, że ja z Polski, to zmienił front, ale znajomych to nijak w nim nie widzę. Widzę natomiast, że większość to z nicków się przedstawia, a nie z realnego imienia i nazwiska. W każdym razie, poza mieleniem linkami i fotami nie bardzo wiem po co to komu....

Podobnie jest z Twitterem, który raczej jest notatnikiem netowym, a nie mini blogiem. Zresztą Everynot'a mam też i gdyby nie bardziej skomplikowane "wdzwonienie sie" niż do Ćwierkacza i limit transferu w zupełności by mi wystarczył. A tak, to szybkie notatki wolę mieć w Twitterze i dostęp do nich z każdego urządzenia mającego możliwość łączenia się z internetem.

Jakby kto miał ochotę potestować razem za mną to wszędzie: starr gates



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeżeli komentarz będzie zawierał spam, kod html, będzie obrażający innych komentujących, na pewno zostanie usunięty.